W czasach licealnych – o naturo złośliwa, to już ponad dziesięć lat (!) uwielbiałem czytać Marka Hłaskę. Kochałem jego mroczny, buntowniczy styl, szaro – czarny wizerunek miłości w czasach PRLu, którego ja sam pamiętam tylko namiastkę. Mimo bijącego z jego książek pesymizmu ( a może raczej realizmu?) zapalczywie doszukiwałem się w Jego tekstach pozytywnych akcentów. I tak mi chyba zostało do dziś, ponieważ zawsze staram się patrzeć na jasną stronę, już nie książek a życia. Znacie to „Always look on the bright side of life” ?
Do czego zmierzam? Marek Hłasko, w swojej ostatniej wydanej powieści „Sowa, córka piekarza” zawarł takie słowa:
Dano ci życie, które jest tylko opowieścią. Ale to już twoją sprawa, jak ty ją opowiesz i czy umrzesz pełen dni.
Szczerze mówiąc (pisząc) zapomniałem o tych słowach i gdyby nie przypadek, być może w ogóle nie przypomniałbym sobie, jak wielkie znaczenie miały dla mnie gdy miałem lat 18. Gdyby nie przypadek, nie mógłbym stwierdzić jak bardzo ważne są dla mnie dziś.
W tych dwóch zdaniach zawiera się właściwie cała filozofia mojego życia. Dano nam życie, ale nikt go za nas nie przeżyje. Dano nam życie, w którym zmagamy się z trudnościami, mamy lepsze lub gorsze dni. Dano nam życie niełatwe, pełne problemów, bez gotowych rozwiązań, i tylko od nas zależy jak to dane nam życie będzie wyglądać.
Banalne, prawda?
A jednak prawdziwe, zobaczcie.
Przez moje decyzje i wybory spotkałem Karolinę. To nie był żaden przypadek czy los, to był wynik świadomych decyzji moich i Jej. Jak się okazało (i na to wpływu już nie mieliśmy) życie napisało dla nas wyjątkowy scenariusz, z wyjątkowym dzieckiem w roli głównej. I wtedy, w to lipcowe popołudnie, stanęliśmy przed pierwszym wyborem – mogliśmy Bartka zostawić, oddać i spróbować zapomnieć. Mogliśmy…
Wybraliśmy walkę. O Jego zdrowie, o jego rozwój i szczęśliwe dzieciństwo. Pamiętam to jak dziś, ze łzami w oczach obiecujemy sobie i małemu, że nigdy go nie zostawimy i zrobimy dla niego wszystko co w naszej mocy. To był nasz wybór, nasza decyzja w sytuacji na która wpływu nie mieliśmy. O czym to świadczy? O tym, że mimo rożnych, trudnych i często niezależnych od nas chwil, zawsze mamy wybór, zawsze pozostaje pytanie otwarte – co ja z tym mogę zrobić?
Kolejny wybór, przed którym przyszło nam stanąć – czy się ujawnić? Czy poprosić o pomoc innych? Czy schować do kieszeni dumę, jakiś rodzaj wstydu i lęku przed reakcją innych, czy pokazać Światu, że nie jest ok, że potrzebujemy pomocy?
Jak to zrobić? A może nie, może poczekać na pomoc innych? Ale czy sama przyjdzie?
Były też mogłoby się wydawać decyzje małe, błahe takie jak ” a może pójdę pobiegać?” Dalszy ciąg tej historii już znacie, a często ją tworzycie. Bo to też wasza decyzja.
I cały czas stajemy przed takimi wyborami, każdy z nas. My się staramy się wychować Bartka na człowieka otwartego, na faceta, który nie będzie się wstydzić swojej dysfunkcji. To jest nasz pomysł, nasze przemyślenia, decyzje i w końcu działania. Bartek też w końcu stanie przed własnymi wyborami, i mam nadzieję, że będzie żyć pełnią swoich dni.
Komentarze
Wzruszyłam się…