Szczęśliwi biegają ultra – recenzja.
Opublikowane: poniedziałek, 8 czerwca, 2015Prawda jest taka, że gdy tylko ujrzałem zapowiedź tej książki, to z niecierpliwością na nią czekałem. Pierwszy egzemplarz kupiłem w dniu premiery(drugi otrzymałem od Wydawnictwa Galaktyka kilka dni później :)), przejrzałem fotki wewnątrz, spojrzałem na okładkę, żeby zobaczyć kto te książkę poleca i to był początek mojego wielkiego zachwytu.
To zdecydowanie najlepsza książka o bieganiu jaką do tej pory przeczytałem a kilka taki pozycji mam w swojej biblioteczce.
fot. www.polskabiega.pl |
Dlaczego jest tak dobra? Z kilku powodów.
Po pierwsze, z książki przemawiają do Ciebie „prawdziwi ludzie”. Dołęgowscy są autentyczni, żywi, jeśli biegasz ultra, to albo już ich znasz, albo masz szansę poznać a przynajmniej spotkać, zobaczyć na jakimś biegu w naszym kraju. Nie czytasz o wyczynach supermana zza oceanu z ciałem wyrzeźbionym z litej skały. Czytasz historię ludzi urodzonych w tym samym miejscu i klimacie, w podobnych realiach i z podobnymi problemami otaczającej nas rzeczywistości.
Trudno doszukać się w „Szczęśliwych” patetyzmu, wielkich wzlotów lub historii typu:
„byłem na dnie, ale odrodziłem się w biegu”
lub
„po prostu wstałem i przebiegłem 50km”
Nie, autorzy piszą, że jeśli było ciężko, to był płacz i zgrzytanie zębów, jeśli było bardzo źle, to płacz i śpiew. Nie wciskają wielkich historii o walce do upadłego, chociaż walki i kryzysów w ich opowieściach nie brakuje, ale jeżeli można mówić o rozsądku przy biegach powyżej stu kilometrów, po pustyni czy w górach, to z tych opowieści na pierwszym miejscu wyłania się właśnie zdrowy rozsądek…No może z odrobiną szaleństwa.
Ale opisywane w książce historie i przygody – nie tylko ich własne, to nie wszystko. Bo „Szczęśliwi” to również ogromna wiedza i doświadczenie, którymi Magda i Krzysztof chętnie dzielą się z czytelnikiem. Wiedza dotycząca treningu do ultra ( jak ja tego potrzebowałem!), informacje o treningu uzupełniającym czy o diecie. I tu znowu ogromny plus dla autorów. Za co? Bo nie próbują swojego doświadczenia wciskać czytelnikowi na siłę, nie stawiają się roli autorytetów i guru, piszą za to – na mnie to działa lub nie działa, ty czytelniku musisz znaleźć swoją drogę.
Ze stron tej książki nie bije po oczach reklama cudownej vege diety, nie ma mowy o rezygnacji z mięsa czy odwrotnie, o jedzeniu tylko mięsa – najlepiej prostu z ubitego przed chwilą dzika.
Pamiętam, że fragment książki poświęcony był technice zbiegów, o tym jak ważną rolę odgrywają w biegach górskich. Nawet nie wiecie z jaką niecierpliwością czekałem na weekendowy wypad na Łysicę, żeby spróbować na własnej skórze rad, które przeczytałem, a takich rad jest w tej książce naprawdę dużo.
Czytając „Szczęśliwych” miałem wrażenie, że te historie opowiada mi ktoś znajomy, bliski. Opowiada o swojej pasji, ale nie boi się mówić o ogromnym poświęceniu jakiego ta pasja wymaga. Mówi otwarcie o podporządkowaniu się bieganiu ultra kosztem innych aspektów życia, ale mówi to w sposób bardzo świadomy, mądry. To też opowieść o szczęściu jakie daje możliwość realizacji swoich marzeń.
Dla mnie, osoby, która jest zaledwie na początku przygody z biegami po górach i biegami ultra, ta książka to skarb i zajmuje honorowe miejsce na mojej biegowej półce.
Komentarze
Potwierdzam. Magdę można spotkać 😉
Na to liczę 🙂