Zaczeło się od Piątki – historia Mariusza.
Opublikowane: sobota, 14 stycznia, 2017Stawiam 50 zł, że nie jeden raz zdarzyło Wam się przeczytać o tych, którzy zaczęli bieganie bo: waga, bo samopoczucie, bo zdrowie, etc. I ta historia zahacza również moją osobę. Sukcesywnie od 2010 roku dążyłem do tego aby ważyć jak najwięcej. Niestety. Złe/beznadziejne jedzenie, fajki, siedzący tryb pracy i inne czynniki spowodowały, że w 2011 roku wskoczyłem w magiczne 110 kilogramów.
Tak wiem – to błahe – ale nie jeden raz na startach tej mocy mi dodawała. A „koszulka mocy” stała się nieodzownym elementem każdego oficjalnego startu w biegach, których zaliczyłem kilkadziesiąt od 2014 roku. Od biegów na 5 km, 10 km, półmaratony, maratony i jakieś tam ultra 😉
Niezmiernie trudno opisać w kilku zdaniach dlaczego i po co to bieganie ? Czy dałem porwać się w modny wir biegania, czy chciałem coś ze sobą zrobić ? Czy wystarczy jak napiszę, że przez ostatnie kilka biegowych lat poznałem masę wartościowych ludzi (chodź w przypadku biegaczy słowa „masa” to raczej zła metafora) Czy chęć przebijania piątki z Bartkiem? To wystarczająca odpowiedź? A może sprawdzenie siebie na długich dystansach będzie odpowiedzią? Nie wiem.
Na koniec jedno zdanie, które utkwiło mi na zawsze w głowie. Wtórpolowy półmaraton – ostatni podbieg, zero życia, siły, lejący się pot. Nagle słyszę Bartka, który krzyczy ile sił w płucach: „daaaaawaj wujeeeek dawaaaaaaaj” to był mocny kop pod górę, który pchnął mnie na linię mety.
W zasadzie warto tu postawić kropkę. I pisać kolejny biegowy scenariusz z Drużyną Bartka w tle. W 2017 roku zaplanowałem kilka imprez biegowych, ze spora ilością przewyższeń, niekoniecznie asfaltowych. W wolnej chwili zachęcam to mocnego zaciskania kciuków. Dzięki!
Komentarze