Góry Stołowe – zemsta!
Opublikowane: piątek, 7 lipca, 2017fot.M.Krukiewcz |
fot. M.Krukiewicz |
Z trzeciego punktu wybiegam z głową pełną obaw. Tu tutaj, dwa lata temu, rozpoczął się mój dramat. To od tego miejsca, do końca biegu, bolało mnie chyba wszystko co tylko może boleć podczas wysiłku.
Tym razem jest inaczej. Czuję zmęczenie, chociaż to zaledwie 30km, ale czuję też, że to zmęczenie nie przeszkodzi mi w uzyskaniu dobrego czasu. Osławioną „Pętelkę Hercoga” pokonuję jako 103 zawodnik, a co najważniejsze, nie odbiera mi ona sił.
Czwarty punkt to ładowanie baterii od zebranych pod Szczelińcem kibiców. Doping w tym miejscu był chyba nawet lepszy niż na mecie. Łyk coli i lecę dalej, dosłownie lecę, bo to fragment około 3km zbiegu.
Najtrudniejszym etapem tego wyścigu, w tym roku, okazał się dla mnie odcinek od 40 do około 46km. Nużące wejście na Błędne Skały, a następnie droga pełna korzeni i piasku. na zmęczonych nogach to naprawdę trudny odcinek. Mimo to, udaje mi się wyprzedzić tu kilka osób, a poza tym stad już widać metę…
Schody. Dwa lata temu, na schodach wiodących na Szczeliniec (metę) odgrywały się sceny dantejskie. W tym roku, pokonanie ponad 600 schodów zajęło mi około 3minut. A po nich…Po nich było już wspaniale. Doping kibiców, dźwięk dzwonków i motywujące okrzyki, a ostatnie metry pokonane z Bartkiem.
Taka zemsta smakuje wręcz wybornie!
Jak się okazało, byłem jednym z ostatnich biegaczy, którzy zdążyli wbiec na metę przed ogromną ulewą, która przeszła przez Góry Stołowe…Tyle szczęścia już dawno nie miałem 🙂
Maraton Gór Stołowych bez wątpienia zapadnie w mojej pamięci jako jeden z najgorszych i najlepszych biegów w mojej „karierze”. Po dwóch latach wróciłem na pewno mądrzejszy ale i z większą pokorą do biegów ultra, nawet tych krótkich na 50km. Mija tydzień od biegu, a ja bez wątpienia ciągle „jadę” na endorfinach przywiezionych z Gór Stołowych. I oby takich biegów było więcej w moim wykonaniu.
P.s.
SGS ma wg mnie dwie wady. Pierwsza to brak posiłku na mecie biegu (pasta party odbywa się w Pasterce), to trochę psuje rewelacyjną wręcz organizację biegu. Ale druga wada jest jeszcze gorsza. Góry Stołowe są tak cholernie daleko od Suchedniowa…gdyby nie odległość, robiłbym wszystko, żeby co roku stawać na starcie SGS!
Komentarze