Biegowa historia Jarka

Opublikowane: środa, 22 lutego, 2017 Autor: Damian Orzechowski

Napisałeś, ze Twoja przygoda z bieganiem zaczęła się od Piątki, ale to chyba nie było tak, że wstałeś z łóżka i poszedłeś na bieg?

W sumie można powiedzieć, że trochę tak to było, ale nieco okrężną drogą doszedłem do tego punktu. Od 1994r. (jak rzuciłem palenie i chciałem schudnąć) rozpocząłem przygodę z raczkującym u nas wtedy kolarstwem górskim. Po kilku sezonach samotnej jazdy spotkałem kilku zapaleńców i się zaczęło, czyli „ustawki” na treningi, wspólne wyjazdy na zawody, wcześniej starty w lokalnych imprezach. Tak zaczęła się moja wielosezonowa przygoda z maratonami MTB. Do tego ta pasja przekształciła się w zawód, bo zrobiłem serię szkoleń w zakresie indoorcycling i zostałem certyfikowanym instruktorem. Od przeszło 10 lat prowadzę zajęcia w klubach fitness. No ale przejdźmy do sedna, gdzie to bieganie? Otóż było najpierw w głowie ale nie mogłem się jakoś zmobilizować. Przygotowanie kondycyjne miałem niezłe ale typ wysiłku nie był(tak mi się wtedy wydawało) pode mnie. Lecz pewnego razu moja dziewczyna umówiła się na bieganie z koleżanką a ja im towarzyszyłem. Zrobiłem wtedy 2 kółka na „torze końskim” na Stadionie i było super… do następnego dnia J. Dwa dni na sztywnych nogach ale mi się spodobało. Wtedy też jakoś na Fejsie zobaczyłem, że stworzyła się grupa, która regularnie biega i przyszedłem na jeden trening. A potem była właśnie „Piątka dla Bartka”. Byłem tak nakręcony, że chciałem od razu zejść poniżej 20 minut… wtedy się jeszcze nie dało 😉

Jak potoczyły się Twoje dalsze biegowe losy? Maraton? Ultra? Góry?

Pomału zacząłem truchtać na bieżni w klubie i po pierwszej „Kieleckiej dysze” stwierdziłem, że bez problemu przebiegnę maraton! A co? Jak dycha tak dobrze poszła…
Z jednego treningu musiała mnie zabrać moja druga połówka bo nie byłem w stanie dojść, a na kolejnym przesadziłem i „zabiłem” sobie kolano. Standardowa przypadłość ambitnych, początkujących biegaczy. Przez 6mcy miałem problem z prowadzeniem zajęć na rowerach, ale nie miałem wyjścia. Ale jak mawiają, co nas nie zabije to nas wzmocni. Po przymusowej przerwie zacząłem nieco z głową podchodzić do biegania. Przede wszystkim zszedłem z asfaltu na „miękkie” czyli tylko teren. (zresztą tym się właśnie „strułem”, to i tym się zacząłem leczyć). Ponieważ znam na pamięć (dzięki MTB) wszystkie szlaki, ścieżki wokół Kielc, zacząłem je na nowo odkrywać i eksplorować. I to zaczęło mnie wciągać. Kielecka dycha(dwie edycje), Makoska dycha, Bieg Kazików, kolejne „Piątki dla Bartka” aż do pierwszego pół maratonu(Cieśle). Potem pół maraton w Radomiu, zacząłem się nakręcać tym, że za każdym razem poprawiałem życiówki.
Jednak asfalt nigdy mnie nie ciągnął, uwielbiam przyrodę i kontakt z naturą, jej ciszę.

Co uważasz za swoje największe osiągnięcie?

To chyba najtrudniejsze z pytań. Nie mam jakiś ogromnych osiągnięć pod względem sportowym. Oczywiście „obijałem się czasem o pudło” na różnych lokalnych, i nie tylko, zawodach ale czy zwycięstwo w swojej kategorii jest jakimś wielkim osiągnięciem? Wydaje mi się, że największym osiągnięciem jest to, że pozbyłem się kilku nałogów, które mi bardzo w życiu przeszkadzały, że trwam w tej aktywności już prawie 25 lat. Ta systematyczność(z małymi wyjątkami J ) jest chyba najważniejsza. Ona mi daje bardzo dobre samopoczucie, zdrowie(oprócz kontuzji oczywiście wliczonych w ten sport hahaha. To doceniam najbardziej czym robię się starszy i zarazem jestem lepszym sobą.

Wyniki, czasy, one są dla Ciebie ważne?

Tak, to jest część nieodłączna jeżeli startuje się w jakichkolwiek zawodach. Jeżeli ktoś staruje i walczy o wynik, o poprawienie życiówki lub się nią chwali, to czas, wynik jest w jakiś sposób ważny. Mniej lub więcej ale nie można go pominąć. Nie da się mówić biegam dla frajdy, a za chwilę wrzucić na fejsa: „Jest! Złamałem 50min/10km!”(to przykład oczywiście). Dużo osób tak robi a potem udaje, że na wynikach im kompletnie nie zależy. Jak się chwalę, to oznacza, że wynik ma znaczenie. To też taka gra psychologiczna z konkurencją 😉 

Czego najbardziej nie lubisz w bieganiu, a co sprawia Ci najwięcej frajdy?

Najbardziej w bieganiu nie lubię samego biegania…hahahahaha, ale to prawda! Zawsze jak zaczynam to mam ochotę już wrócić zanim tętno nie podskoczy. Ale wystarczy tylko kilka minut, wystarczy, ze oddalę się od punktu startu na tyle, ze nie opłaca się już wracać to zaczyna mnie to wciągać całego. Ze względu na „podeszły” wiek długo się rozgrzewam i to chyba ma znaczenie. Najtrudniejsze zawsze mam pierwsze 10km na treningu J. A tak na poważnie to nie lubię w lesie śmieci, wolno biegających psów, motorów jeżdżących po szlakach pieszych. Doprowadza mnie to do furii. Lubię mieć ciszę i spokój, szczególnie jak biegnę sam ze swoimi myślami. W mieście-wiadomo- hałas, smród, przejścia przez ulicę, światła itp. W mieście nie cierpię biegać. Jedyny wyjątek to zawody przy zamkniętym ruchu. Je zawsze traktuje jako element sprawdzający formę i etap w przygotowaniach do dłuższych, górskich startów. Na nich zawsze się dobrze bawię, jeżeli jest do tego dobra organizacja to też czysta przyjemność. A czego jeszcze nie lubię?, ano skurczy, które niestety są ze mną zawsze. Taka chyba już moja dola(geny, budowa) i to mnie często frustruje, bo dusza by chciała a ciało nie może. Ale uczę się cały czas z tym żyć 😉

Najszczęśliwsza chwila dla Ciebie, związana z bieganiem, to?

Ciężko odpowiedzieć na to pytanie. Takich chwil było dużo. Ważne jest aby być szczęśliwym miliardy chwil, wtedy ta chwila jest nieskończenie długa i cieszy zawsze, kiedy biję życiówki, kiedy nie mam siły ale dobiegam do mety, kiedy łapię kontuzję ale wyciągam z niej naukę na przyszłość, kiedy biegnę z ukochaną osobą, kiedy biegnę w dobrym towarzystwie, kiedy bawię się każdym krokiem na szybkim zbiegu, kiedy przekraczam kolejną granicę… jedną z takich chwil było przekroczenie magicznej granicy dystansu maratonu, choć nie był to bieg asfaltowy(zrobiłem to na „Unijnej pięćdziesiątce” w naszych rodzimych Górach Świętokrzyskich)

Masz jakieś złote rady dla osób, które jeszcze się nie zdecydowały na aktywne/sportowe życie?

Zapewne kilka takich rad by się znalazło…

Pierwsza i najważniejsza – ZACZNIJ COŚ ROBIĆ A NIE GADAJ!
Druga, to jak masz wątpliwości co do jakiejkolwiek aktywności, patrz zasada pierwsza!
Resztę rad poznasz w trakcie…
 

 
0 Komentarzy 2209 Odwiedzin

Zobacz również

Komentarze

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne posty

0